BAŚŃ O MROZIE I JEGO ARTYSTYCZNEJ PRACY

Raz, w dzień zimowy, dzień błękitno - biały,
gdy zima śnieżna świat opanowała
wyszedł Staruszek Mróz na pola,
spojrzał na ośnieżone szmaragdowe świerki, jodły, sosny
i rzekł do siebie:
„Dawno nie było tak śnieżystej zimy.
Jest pięknie. Szadź pokryła brzozy i wszystkie inne
iglaste i liściaste drzewa,
Gdzieś w głębi lasu słyszę śpiew czerwono-siwego gila
jemiołuszek, zięby
O, a nade mną na wysokiej sośnie
przysiadł prześliczny dzięcioł.
I karmi swój i tak już pękaty, biało-czarny brzuszek,
najróżniejszymi owadami.
Stuka w tę rudą korę sosny tak ochoczo, radośnie
Bo wie, że się naje... nie będzie głodował...
No, a tymczasem ja pójdę już naprzód, do tych chat pobliskich.
Widzę, że szyby w ich oknach - pomyte
Lśnią w pełnym słońcu w ciszy uroczystej.
Będą piękniejsze, gdy je moim pędzlem
Według pomysłu swego przyozdobię”.
Mówiąc to, starzec poczłapał przed siebie,
no i po chwili stanął przed chatami,
których dachy pokryte wszystkie były
czerwonymi, czarnymi, a nawet żółtymi dachówkami.
Wyjął swe pędzle i rozpoczął pracę.
Tu namalował pęk srebrnych paproci,
ówdzie - gałęzie rozłożystych drzew, tam znowu stadka ptaków,
które ujrzał w lesie...
Wkrótce, więc szyby uroczych chatynek zmieniły wygląd.
Były wciąż czyste, lśniły w słońcu, złocie,
ale na każdej z nich kwitły zimowe wzorzyste paprocie,
gałązki świerków, sosen, brzóz wysokich, były gromadki ptaków
I wszędzie, gdzie rzuciłeś okiem, nowe, cudowne wzory wykwitały
Wszystkie - lodowe, wszystkie srebrno-białe
No i, o dziwo!
Umiały przemówić do swego malarza, który je sam wytworzył;
I tak doń rzekły: „Dzięki ci, artysto, że nas do życia dzisiaj powołałeś...
Zimą świat piękny i ty, o nasz twórco,
chyba to delikatne, śnieżyste piękno nam pokazać chciałeś!”
Staruszek Mróz zaś tylko się uśmiechnął tajemniczo i rzekł:
„Póki ja jestem z wami rośnijcie sobie na szybach dokoła.
Na dziś - skończyłem. Pójdę się zdrzemnąć.
Przyjdę juto z rana. A więc na razie - żegnajcie, kochane!”
To mówiąc, staruszek odszedł wolnym krokiem.
Skręcił w las cichy, potem widziano go,
jak brnął po łące siwej, oszronionej...
Zadowolony był... „Moje zadanie na dziś zakończone. Trzeba odpocząć”.
Przysiadł pod sosną i podkręcił wąsa.
A białe śnieżynki lekko, na palcach zawirowały
I do wieczora nie mogły przestać tańczyć
Po prostu radością pląsały.
Zimowy obraz trwał...

Katarzyna Wilczyńska

 

do góry